Nieplanowany poród przez cc - czyli nie zawsze jest tak jak sobie wymarzymy....


Staracie się o mały owoc waszej miłości, z miesiąca na miesiąc czekacie na upragnione dwie kreseczki.... i nadchodzi ten dzień, robisz test i........ są, dwie!!!!! Hura ! jesteś tak szczęśliwa, że niewiele myśląc, jedziesz do pracy przyszłego tatusia, żeby natychmiast oznajmić mu tę cudowną nowinę!! Zaczyna się wspaniałe 9 miesięcy oczekiwania, przygotowywania, pełne obaw, lęku i rodzącej się w was miłości , z każda chwilą obcowania, z małą istotką rosnącą w brzuszku mamusi... Szkoła rodzenia, nieprzespane noce przegadane o wspólnym porodzie, marzenie tatusia o uczestniczeniu z Tobą w tym mistycznym momencie - narodzin dziecka, dumny tata już widzi, jak obcina pępowinę, taki symbol, taki znak przynależności do waszej dwójki ;) Co miesiąc chodzisz do lekarza, robicie wszystkie zalecane badania, oglądacie swój skarb na USG, wszystko jest w porządku, maluszek przyjmuje najróżniejsze pozy i macha do rodziców... Termin się zbliża, na ostatnim USG maluch ustawiony już głową w dół, wypełnia cały mamusiny brzuszek i ciężko mu się już poruszać i mamie też, bo czuje brzdąca między nogami, torba spakowana, szpital wybrany, codziennie czekacie na ten moment, wyobrażając sobie go ciągle od początku.... Ma być tak pięknie, tak czarodziejsko...
Pewnej nocy się budzisz, czujesz bóle, oj - to skurcze, wstajesz, bierzesz prysznic, dopakowujesz torbę, już wiesz, że to już! coraz częściej, coraz mocniej, ból.... budzisz tatusia i jedziecie do szpitala, zimne korytarze, mnóstwo biurokracji, ale ty jeszcze pełna nadziei czekasz na ten mistyczny moment, jesteście na sali porodowej, położna sprawdza rozwarcie, mąż głaszcze po pleckach, trzyma za rękę, prowadzi na spacer, zwijasz się z bólu, czujesz wewnętrznie, że coś jest nie tak, że już powinnaś mieć swojego maluszka, bo oboje się staracie i ty i dzidziuś, ale nie idzie. Nagle robi się zamieszanie, padasz ze zmęczenia, już nic nie słyszysz, gdzieś cię wiozą, kłują w kręgosłup, nie ma przy tobie partnera, ale ty myślisz tylko, żeby przestało bolec.... i słyszysz krzyk swojego dziecka, łzy lecą same, położna krzyczy 10pkt, paluszków 20 i już nic więcej nie słyszysz, zasypiasz.....
Budzisz się po dwóch godzinach i widzisz wpatrujące się w Ciebie , zakochane oczy dumnego tatusia i maleńką główkę przytulającą się do niego.... oto są, najważniejsze istoty w Twoim życiu, spędzili razem sami dwie godziny i to czas którego nikt im nie odbierze, dali sobie ciepło i wsparcie czekając na bicie serca mamusi, płakali razem z radości i z przerażenia.... narodziła się miedzy nimi wieź.... A ty.... przeżyłaś koszmar, zero mistycyzmu, zaczynasz sobie wywalać, że do niczego się nie nadajesz, bo nie urodziłaś swojego dziecka siłami natury....A to nie prawda, jesteś najwspanialszą matką na świecie, dałaś z siebie wszystko, ale czasem natura płata nam figla i maluszek w ostatniej chwili się przekręci i nie jest wstanie wyjść sam z Twoja pomocą - potrzebne jest cesarskie cięcie.
I tym sposobem ratują Ciebie i dziecko i nie ma w tym nic złego, jesteś pełnowartościową mamą i nie wolno Ci myśleć inaczej.... A czasem jak dorwie Cie silny baby-blues pomyśl jak ważne były to chwile dla taty i maleństwa. Może tak właśnie miało być, żeby ta cudowna dwójka mogła się do siebie zbliżyć.... to niesamowite jak tata nabiera pewności siebie i już w ogóle nie boi się tej malej istotki.... Pamiętajcie, nic nie dzieje się bez przyczyny, los, natura wie co robi! A czasem nie wszystko wygląda tak jak sobie zaplanujemy.... Ale inaczej nie znaczy gorzej!!!
Patrycja

1 komentarz:

  1. Ojjj jak ten post idealnie do mnie pasuje tyle, że ja miałam poród wywoływany i nie robiło się roawarcie, a tętno małego skakało z 75 na 150 i tak co chwile...czytajac końcówke, łzy cisneły mi się do oczu... mały ma 1,5 roku, a ja dalej robie sobie wyrzuty, że nie dałam rady...no ale czasami tak bywa...

    OdpowiedzUsuń