Gdy czekamy na przyjście na świat
maluszka, wyobrażamy sobie jak to będzie. Stawiamy pytania i same odpowiadamy
na nie. Szukamy potwierdzenia, że myślimy słusznie. Nie możemy się doczekać
kiedy będziemy mogły przytulić okruszka, zaśpiewać kołysankę…i już oczami
wyobraźni widzimy jak maluch z delikatnym uśmiechem odpłynie w objęcia
Morfeusza. Teraz maleństwo trzeba położyć w ślicznym łóżeczku, w świeżutkiej
pościeli. A może by tak położyć się obok niego? Eee, nie, jeszcze zasnę i zgniotę
kruszynkę…
To jak jest lepiej? Spać z
dzieckiem w jednym łóżku, czy nie? W jednym pokoju, czy (jeśli mamy taką
możliwość) od razu przyzwyczajać Go do jego własnego królestwa? Odpowiedź jest
prosta – jak Wam mamie, dziecku ale i tatusiowi jest wygodnie. Każda opcja ma
swoje wady i zalety.
Spanie w jednym łóżku na pewno jest wygodne przez kilka pierwszych dni po powrocie ze szpitala. Mama ciągle jeszcze jest obolała i zmiany pozycji, wstawanie chodzenie sprawiają kłopot. Wygodniej jest mieć dziecko obok siebie. Czy maluch się nie udusi? Nie słyszałam, żeby komukolwiek coś takiego się przydarzyło. Sen mamy jest dziwny. Z jednej strony jest tak zmęczona, że zasypia w sekundę i dzwoniący telefon może jej nie obudzić, z drugiej – śpi jak mucha na bębnie i najmniejsza zmiana w sposobie oddychania jej dziecka budzi ją. W nocy takich przerw w spaniu jest kilka i warto je skrócić do minimum. Gdy śpimy z dzieckiem nie wybudzamy się tak bardzo jak wtedy, gdy trzeba przejść kilka kroków, wyjąć dziecko z łóżeczka przyjąć odpowiednią pozycję do karmienia a po zakończeniu odłożyć dziecko do łóżeczka znów przejść parę kroków by wreszcie się położyć. Często bywa, że po nabraniu pewnej wprawy mama, która ma dziecko obok siebie, po prostu podaje pierś, gdy tylko maluszek zacznie mlaskać, zanim jeszcze się obudzi, a sama zasypia. Karmienie „idzie samo”. Rano nawet nie pamięta ile było karmień i jak długo trwały. Jeśli dziecko jest spokojne i prawidłowo przybiera na wadze to wszystko jest OK. Co na to dziecko? Jest szczęśliwe, bo czuje się bezpieczne. Czasem tylko się zdarza, że od tej bliskości i ciepła buzia pokrywa się potówkami…
W takim razie, jakie są wady tego
rozwiązania. Trzeba wiedzieć, kiedy
przestać. Bo jeszcze do niedawna to samo łóżko należało do mamy i taty. Tylko,
że maluch o tym nie wie. Stopniowo zawłaszcza sobie coraz większe przestrzenie J Najpierw niewiele – ok.
30 cm szerokości by wreszcie zajmować w łóżku tyle samo miejsca, co mama i tata
razem wzięci. Może się czuć pokrzywdzony, gdy pewnego dnia spotka go eksmisja z
jego własnego (jak sądził) łóżka. Poza tym mama ciągle jest partnerką taty
nawet, jeśli seks został odłożony na potem. Oboje potrzebują siebie, swojej bliskości
i wsparcia. Bez małego intruza, który nie dość, że wywrócił ich życie do góry
nogami, zawładnął sercami i umysłami, to jeszcze przywłaszczył sobie ich
prywatną sypialnię. O bliskość, intymność trzeba dbać, nawet jeśli przez jakiś
czas będzie się ona sprowadzała do głaskania po plecach. Czasu i sił na
pielęgnowanie sfery intymnej jest teraz znacznie mniej i trzeba je mądrze
wykorzystać.
Co daje dziecku spanie we własnym
łóżeczku? Przede wszystkim zyskuje ono strefę prywatną, z której skorzysta, gdy
będzie zmęczone od nadmiaru bodźców, np. gdy dom będą odwiedzały całe wycieczki
gości. Zyska wygodny azyl, z którego nie ma szans wypaść czy sturlać się. A
mama i tata zyskają co najmniej 0,5 m miejsca we własnym łóżku.
Dorota
Nie zawsze ma się wybór w tej kwestii... ;)
OdpowiedzUsuń